sobota, 25 stycznia 2014

Start - podróż do Melbourne

Z zimowego Krakowa ruszliśmy do zimowej Warszawy w czwartek 23 stycznia.
W piątek o 10.45 wylot z lotniska Chopina. W Warszawie mróz. Minus 17 stopni (!). Czas się zwijać w cieplejsze strony J
Całą trasę do Melbourne lecimy niemieckimi liniami Air Berlin.
Jak się okazało, nasz bagaż główny zobaczymy dopiero w Australii, więc wszystkie kanapki (dużo;)) mamy w podręcznym.

Pierwsza część podróży: Warszawa-Berlin (10.45-12.15). Stewardessy już nie demonstrują zapinania pasów i zakładania kamizelki ratunkowej – robi to za nie nagrany filmik puszczony na kilku monitorkach pod sufitem naszego Airbusa. Dostajemy soczek i krakersy. Na lotnisku w Berlinie czekamy nieco ponad 9 godzin i wsiadamy w kolejny samolot (największy z Airbusów J).



Na trasie Berlin – Abu Dhabi (21.50 - 6.00 czasu lokalnego (25.01)) zostaliśmy wyposażeni w poduszkę, kocyk  i zestaw do spania (mała szczoteczka do zębów, opaska na oczy, takie tam..). Generalnie wypas. Każdy ma przed sobą samoobsługowy monitor, na którym można oglądać filmy, seriale, słuchać muzyki. Stewardessy rozdają słuchawki, napoje i nawet ciepły posiłek(!). Tylko trochę mało miejsca do spania.. Cóż.
Wylądowaliśmy o 3 w nocy naszego czasu polskiego, więc lekko nieprzytomni wyturlaliśmy się z samolotu i zalegliśmy na cudem znalezionych miejscach – lotnisko o tej porze jest niemiłosiernie zatłoczone. I jest strasznie zimno.. o dziwo z powodu klimatyzacji a nie pogody (!), na zewnątrz wydaje się być sporo cieplej, ale wyjść nie możemy. Więc śpimy w pełnym rynsztunku.
Tym razem na kolejny lot czekamy 16 godzin.



Trasę Abu Dhabi- Melbourne (22.10- 19.00 czasu australijskiego (26.01), czas podróży 13 godz.) generalnie przespaliśmy.

Mimo długich lotów i czekania cała podróż minęła zaskakująco bezboleśnie. Nie zjedliśmy połowy przygotowanych kanapek :// Wszytko musieliśmy wyrzucić na lotnisku w Australii. Nie można tutaj wnieść jedzenia (i ziaren, ziemi, różnych innych rzeczy, które mogą jakkolwiek wpłynąć na ich środowisko, być zagrożeniem dla ich rodzimych gatunków).


Tak oto jesteśmy na miejscu :)  (na zdjęciu w samolocie wiozącym nas z lotniska)


Jest 26 stycznia, a więc narodowe święto Australii. Upamiętnia ono dzień, kiedy do wybrzeży kraju przybił pierwszy statek ze skazańcami. Wybraliśmy dobry czas ;)
.


2 komentarze:

  1. to teraz już będzie tylko cieplej:) pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiamy i tzrymamy kciuki za spokojny lot do Melburne:) czekamy na dalsze newsy!! P.s. dziś u nas -10 w południe bylo...brr tym bardziej zazdrościmy!!

    OdpowiedzUsuń