15.03.
O
świcie ruszamy z Dunedin do Glenorchy koło Queenstown, skąd startuje nasz
szlak. W Queenstown mamy odebrać bilety – miejscówki do spania w domkach. Po
kilkunastu minutach w centrum (zatłoczonym niemiłosiernie), chcemy uciekać i
nie wracać, całe szczęście nie musimy nic więcej tam załatwiać. Wiele osób
porównuje Queenstown do Zakopanego – taka baza wypadowa w góry. Miasto znane
jest też jako stolica sporów ekstremalnych w Nowej Zelandii. W związku z tym
turystów masa. Klimat rzeczywiście trochę jak na Krupówkach tylko bardziej, o
wiele bardziej. Opócz tego, że jest pięknie położone (w górach, nad jeziorem)
zupełnie nie zachęca, żeby spędzić tam choć trochę więcej czasu niż potrzeba.
Wreszcie o 14 ruszamy na szlak. Droga do schroniska prowadzi
w większości przez las. Królestwo mchu. Bazylion różnych gatunków. Do tego
rzeka, wodospady i kilka mostów linowych. Świetne miejsce!
Nocujemy w chatce. Wieczorem jest zebranie podczas którego
ranger – opiekun domku – informuje o pogodzie na jutro i ogólnych zasadach
życia w chatce. Po pierwsze, zamykać w nocy drzwi do łazienek bo possumy włażą
i jedna pani kiedyś mało zawału nie dostała jak się natknęła na takiego w
ciemnej toalecie. Possum to takie futrzane stworzonko z puchatym ogonem. W
Australii są u siebie, chciane i lubiane. W
Nowej Zelandii są przybyszami, szkodnikami (atakują ptaki) i się ich
tutaj nie chce.
Kolejna zasada: wszystkie rzeczy (buty, spodnie itd.) chować
na noc do pokoju, bo w nocy grasują tutaj kea, które rozbebeszą, rozszarpią,
zniszczą wszystko, co znajdą na swojej drodze. Ten potwór jest ... papugą.
Słyszeliście kiedyś o czymś takim jak papuga górska ? Kea
mieszka wyłącznie w Nowej Zelandii i jest inteligentną bestią. Oba elementy
tego określenia są adekwatne. Jest bardzo sprytna i okrutnie niszczycielska.
Nie bez przyczyny nazywa się je tutaj latającymi małpami. Kea podobno
uwielbiają wydzierać gumki z okien samochodów :) Są bardzo ciekawskie,
podchodzą blisko do ludzi. Traktuje się je tutaj jak skarb narodowy, są
unikatowe, piękne i niestety zagrożone wyginięciem (zostało ich 5000).
W chatce prądu nie ma, woda zimna prosto ze strumienia, 48
osób w dwóch pokojach, bardzo przyjazna atmosfera i piękny widok. Jest też duża
kuchnio-jadalnia. Są kuchenki gazowe i zlewy. Naczyń żadnych – każdy przynosi
swoje kubki i menażki. Albo pożycza, jeśli myślał, że skoro jest kuchnia, to
jakiś garnek i talerz będzie na miejscu ;)
Moje standardowe wieczorne pytanie do Kuby „o której
wstajemy?” traci sens. Wstajesz wtedy kiedy wszyscy. Świta około siódmej. Zaczyna
się robić raban, szuranie workami, składanie śpiworów, no i się wstaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz