17.03
Po szlaku Routeburn, w niedzielę wieczorem wróciliśmy do
Queenstown. Po mniej więcej półtora godziny jeżdżenia po hostelach, okazało
się, że wszystko jest zajęte do ostatka przed poniedziałkowym Dniem Św.
Patryka... No, to śpimy w aucie. Na szczęście, dobra kobieta – managerka zmiany
w hostelu – pozwoliła nam u nich wziąć prysznic i zjeść ciepły obiad : ) O
poranku, zaskakująco wyspani, ruszyliśmy na południe.
takie miejsca, ze stolikiem (a czasem też toaletą) można znaleźć często :)
250 km później, dotarliśmy na miejsce. Te Anau to największe
miasto w rejonie Fjordland, który słynie z fiordów (a to niespodzianka, co?).
Po dzikim tłoku i zamieszaniu w Queenstown, spokój i klimat tego miasteczka
bardzo mi przypadł do gustu. Mimo, że jest mniej turystyczne, jest tutaj co
robić.
jezioro Te Anau i wodolot, który można wynająć na lot nad okolicą - pewnie widok jest super.
Jedną z głównych atrakcji jest wypad do Milford Sound, czyli zatoki
Milforda. Jedzie się do niej przez długą dolinę ze stromymi górami po bokach. I
akurat do tej wycieczki bardzo wskazane jest, żeby padało...
jedziemy sobie doliną w stronę zatoki, a tu zza zakrętu wyskakują wodospady
samej zatoki nie zobaczyliśmy za wiele...
tych wszystkich wodospadów tutaj zazwyczaj nie ma! Tajfun się przydał.
Drugą atrakcją, z której postanowiliśmy skorzystać, była wycieczka do jaskiń zamieszkiwanych przez
tajemniczego stwora... No dobra, zasadniczo, przez pewien gatunek muchy. Średnio ciekawej. Atrakcją jest natomiast jej faza larwalna. Siedzi sobie taka larwa na suficie, wypuszcza 20-50 ‘wędek’ - nitek sieci z kropelkami trucizny – i zaczyna wabić owady swoim świecącym tyłkiem! ;) Serio. Mówią na nie ‘glow worms’.
zdjęcie z internetów, ale pokrywa się z tym, co widzieliśmy
Brzmi to mało romantycznie, natomiast efekt jest
odjazdowy... Wsiedliśmy do łódki (jaskinie są częściowo zalane), przewodnik wyłączył
wszystkie światła i powiedział nam, żeby milczeć. Przez chwilę nie było nic
widać, ale po momencie, w różnych miejscach zaczęły blyszczeć małe światełka.
Płynęliśmy dalej, i było ich coraz więcej, aż w pewnym momencie wyglądało,
jakbyśmy byli pod niebem pełnym gwiazd.
zdjęcie z internetów
[k]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz