16-18.04
Przed wyjazdem na naszą kolejną farmę chcieliśmy zobaczyć
rafę koralową. W związku z tym prawie trzy dni spędziliśmy na wyspie Great
Keppel Island, która jest nią otoczona.
Sama wyspa piękna: plaże pełne miękkiego jak mąka piasku, palmy, eukaliptusy i
latające wśród nich kolorowe papugi. Do tego przyjemna, słoneczna pogoda. Na
plażowanie i spacery po wyspie warunki jak znalazł.
[taka śmieszna mikropalma - wielkości kępy trawy]
[wreszcie nam się udało porządnie złapać najbardziej kolorowe papugi, jakie dają w Australii - rainbow larakeet]
[jak na tropiki przystało, plaża pełna palm. Były też kokosy, ale nie chciały współpracować]
Z rafą już nie jest tak kolorowo. W dużej mierze została
zniszczona przez słodką wodę wpadającą do oceanu z lądu i docierającą aż do
wyspy. Znaleźliśmy też fragmenty ładnej
zdrowej rafy, wśród której pływały kolorowe rybki i kilka płaszczek :)
Największe, które widział Kuba, miały podobno 1,5m długości. Niestety nie
spotkaliśmy żółwia morskiego, którego chciałabym poznać... za to zaprzyjaźniliśmy
się z kilkoma rozgwiazdami i spotkaliśmy lokalne, dzikie kozy :)
[ładny, ale zdechły kawałek rafy, który znaleźliśmy na plaży]
[Znaleźliśmy też rozgwiazdy leżące na piasku. Postanowiliśmy je trochę uratować i wrzucić bliżej wody. W zamian zademonstrowały, jak pięknie się potrafią w nim zakopać!]
[a tutaj rozgwiazda robi mostek. trochę się zacięła, więc przewróciliśmy ją z powrotem na brzuszek]
[te wzorki z kulek robi mały, szary krabik, który mieszka w dziurze pośrodku. tutaj znów pytanie dla dociekliwych - po co jest?]
[kozy. tak po prostu, idziemy sobie buszem na plażę, a tam kozy. ta z jednym rogiem wygląda szczególnie... kozacko]
Drugiego dnia wybraliśmy się na długi spacer po wybrzeżu. Niezłe
jest, jaką różnicę robi tam odpływ - w ciągu kilku godzin poziom wody opadł o
3-4 metry. Trzeba było uważać, żeby przypływ (równie szybki) nie odciął drogi
powrotnej! Nie znaleźliśmy niestety lepszej rafy do nurkowania, ale za to
zobaczyliśmy fajne skały.
[w zatoczce po prawej zatrzymaliśmy się na plażowanie]
Ostatnie pół dnia na wyspie spędziliśmy grzejąc się na
słonku. Właśnie zaczynał się australijski długi weekend na Wielkanoc, więc
widzieliśmy dzikie masy turystów przybijające do brzegów wyspy. Dobrze, że nie
było ich tylu w trakcie naszego pobytu... Krótko przed odpłynięciem
zobaczyliśmy też coś rodem z przyszłości : )
[skrzyżowanie ironmana z hoverboardem. trudno być bardziej cool... ta parka była w centrum uwagi całej plaży przez dłuuugi czas]
[ach!]
[na koniec, do naszego ośrodka przybłąkała się mała kózka. pracownicy próbowali ją przegonić, ale szybko się poddali]
W ogóle, okazuje się że w Australii Wielkanoc to niewiele
więcej niż pretekst do małych wakacji. Nie ma tej całej rodzinno-tradycyjnej
otoczki z Polski, i trochę nam tego brakowało... Fajnie tak podróżować, ale w
święta tęskniło nam się do domu. Zrobiliśmy więc śniadanie wielkanocne – na
miarę możliwości hostelowych.
[są jajka, jest Wielkanoc - powiedzmy. bekon jest na liście do koszyczka na przyszły rok ;)]
Ja na Święta tęskniłam bardzo za domem. Chciałam piec ciasta z mamą, Siostrze włosy zafarbować, z tatą się kawy napić albo i wina. Trochę się czułam jak jakiś Norwid albo Mickiewicz na emigracji i wzdychałam, że mi tęskno... Generalnie odczuwam ogólny przyrost patriotyzmu na tej naszej wyprawie i stwierdzam, że nie chciałabym żyć nigdzie indziej, bo Polska jest najfajniejsza!
OdpowiedzUsuń