Jedną z większych atrakcji w okolicy są Capricorn Caves,
czyli jaskinie, w których można spotkać nietoperze (bent-wing bats). W sobotę wybraliśmy się tam na tzw. Adventure
Tour. Hm. W sumie nie wiedzieliśmy co to znaczy i co tam się będzie działo, bo
Niki nam zarezerwowała bilety.
Po pierwsze, grupa zarezerwowana na tą samą godzinę co
my, nie pojawiła się. Więc byliśmy tylko we dwójkę i nasz przewodnik :) Na
początek dostaliśmy uprzęże do wspinaczki skałkowej i kaski i zaczęliśmy od
zjeżdżania na linach ze skał. Na początek mała, ćwiczeniowa trasa, żeby ogarnąć
jak co działa, później większa, fajna. Myśleliśmy, że to ma do czegoś
prowadzić, ale nie... Na tym zakończyła
się część linkowa. I tak było fajnie, tylko trochę mało.
Na kolejnym etapie
dostaliśmy kombinezony i ruszyliśmy do jaskiń. I tutaj zaczęła się zabawa.
Nasz
przewodnik prowadził nas przez wąskie tunele, przez które trzeba było
przedostawać się czołgając. Kilka przejść było naprawdę wąskich. Skrajnym
przykładem jest wąskie przejście nazywane Rebirth (Powtórne Narodziny). Dla
tych, którzy się nie przecisną, jest alternatywna droga, trochę szersza,
nazywana Cesarean (Cesarskie Cięcie) :). Nam udało się powtórnie narodzić, choć
kosztowało to sporo wysiłków i kilka siniaków na łokciach (przynajmniej mnie).
Nasz przewodnik przedstawił nam na początku technikę przedostania się przed tą
konkretną dziurę: trzeba ręce dać do przodu, żeby zmieścić się w barkach,
pełznąć ruchem dżdżownicy i odpychać tylko jedną nogą...
Innym ciekawym korytarzem był Whale’s Belly (Brzuch Wieloryba), choć powinno się to raczej
nazywać Układ Pokarmowy Wieloryba. Generalnie trzeba wleźć w jedną dziurę i
przeciskać się przez kolejne korytarzyki podążając za czerwonym sznurkiem. Tak
więc zostaliśmy połknięci i wypluci przez wieloryba – pozdrowienia dla Jonka przy okazji
:)
W pewnym momencie pojawiły się nietoperze. W korytarzach,
którymi szliśmy (już takie szersze, normalne w miarę, ale w niektórych miejscach
też do przejścia na leżąco) latały sobie obijając się o nasze ciała, czasem
twarze(!). Latają bardzo szybko. Widać, gdzie są, ale nie idzie się im
przyjrzeć. Wcale nie były przestraszone naszą obecnością. Jak nam powiedział
nasz przewodnik, ten akurat gatunek nietoperza lubi ludzi i jest dość
przyjacielski. Tutaj pozdrowienia dla Nietoperzy :)
Po chwili dotarliśmy
do większej groty. Nietoperze, wciąż się o nas obijając, latały w koło tworząc
wielki nietoperzowy wir oświetlony światełkami naszych latarek-czołówek.
Słychać było głośny szum dziesiątków (setek?) nietoperzych skrzydeł. Klimat jak
z Batmana. Niesamowite.
Pod koniec weszliśmy zwiedzić jeszcze jaskinię katedralnę,
dużą grotę ze świetną akustyką, w której organizowane są m.in. opery i śluby.
Wyszliśmy z jaskiń poobijani, upaprani nietoperzą kupą, ale szczęśliwi
:) Dobrze, że dostaliśmy kombinezony ;)
Po jaskiniowych przygodach pojechaliśmy na obiad do znanego
pubu w pobliskiej miejscowości Caves (Jaskinie). Dawno nie byłam tak zmęczona
jak po tym czołganiu się. Leżałam na stole czekając na naszą pizzę BBQ Bacon i
piwo.
[Bez obaw, to w terrarium - przy wejściu do jaskiń było kilka stworzeń do zobaczenia m.in ten oto pyton...]
[... i ten stwór, który miał w nazwie coś związanego ze smokiem, ale nie pamiętam niestety]
[Kangury-menele ;]
[Indyk australijski]
[Oto Nowa Ja, powtórnie narodzona]
[W Coutry Pubie prawdziwa maszyna grająca z płytami]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz