Otóż ... cool change
oznacza nagłą zmianę pogody na sporo chłodniejszą (np. o 20 stopni). Takie
zjawisko nas dzisiaj dopadło. Całe szczęście byliśmy przygotowani, bo Asia nas
ostrzegła, co prognozy przepowiadają. Tak więc kurtki i długie spodnie się
przydały, nawet padało (!) (Oczywiście,
ten wyjątkowy moment wybraliśmy, żeby próbować wysuszyć pranie... - Kuba)
Głównym punktem, który nam się udało dzisiaj zobaczyć były Ogrody Botaniczne. Melbourne jest w ogóle bardzo bogate w różnego rodzaju
tereny zielone (otacza je 680 ha parków krajobrazowych i ogrodów!), a Royal
Botanic Gardens to ponoć najlepszy park w mieście i jeden z najpiękniejszych na
świecie (tak mówi pożyczony od Edyty przewodnik po Australii). Rzeczywiście
robi wrażenie, choć przeszliśmy tylko fragment (cały park ma 40 ha), a pogoda
nie była najlepsza na siedzenie na trawce. Na ścieżkach prawie nie było ludzi,
choć jeszcze przed ochłodzeniem spotkaliśmy tłumy spacerowiczów, biegaczy i
innych ćwiczących. Fajne jest też to, że park jest bardzo blisko centrum
(przyszliśmy na nogach, można też podjechać tramwajem).
[b]
[Sroka australijska - wydaje dziwne, kosmiczne dźwięki]
Jak widać, znaleźliśmy tam zarówno ładne, jak i dziwne rzeczy
; ) Niestety, nie udało nam się zrobić wyraźnego zdjęcia pięknych papug, które
buszowały w kwiatach agawy... w ogóle jest tam masa ptaków: kaczki, papugi (rożne
gatunki!), australijskie wersje wróbli i srok (sroka dumnie pozuje na zdjęciu),
jakieś ptaki czaplopodobne, i tak dalej. Fajny robią hałas : )
Po wizycie w parku przyszedł czas, żeby pożegnać się z Melbourne... trochę nam było przykro, że tak szybko! Zaznaczam to miejsce na mapie jako 'do wrócenia'.
[k]
Nawet nie chcę tego czytać, tutaj ponuro i szaro...
OdpowiedzUsuń