Dzisiaj kilka historii o naszych pozostałych spotkaniach z
lokalnymi wężami :-)
Zaraz na początku pobytu w Rossmount, kiedy okazało się,
że David hoduje węże, poszliśmy je zobaczyć. No i dostałem takiego do
potrzymania! W dotyku trochę podobnie do krokodyla - wydaje się, że będzie
zimny i oślizgły, a jest spoko. Duża różnica jest taka, że wąż cały czas się
rusza! Nie można go unieruchomić, bo wtedy czuje się zagrożony i może
zaatakować. Więc trzeba cały czas przekładać pod nim ręce (trochę, jakby
przesuwać żywą linę), żeby miał wrażenie, że gdzieś idzie :-) Tylko w jednym
momencie mnie przestraszył: nagle zaczął zaciskać się wokół mojej ręki!
Poczułem, jakbym się witał z kimś o bardzo zdecydowanym uścisku dłoni. Na
szczęście szybko puścił, ale zrobiło to na mnie wrażenie. Nie zazdroszczę myszy
z poprzedniego wpisu ;-)
Nasz gospodarz potrzebował do czegoś melasy. Melasa to taka
gęsta, słodka maź, i najwyraźniej można nią przetykać rury. Stało więc wiaderko
melasy koło łazienki i czekało na swój czas. Ale zanim było potrzebne,
znalazłem w nim szczura! Siedział przyklejony do dna i pewnie bardzo żałował
swojego łakomstwa. David wyłowił go, i po szybkim opłukaniu podał wężowi do
konsumpcji. Wąż długo się zastanawiał i badał temat, ostatecznie nie skorzystał.
Myślałem, że może nie lubi szczura na słodko (bardzo ładnie pachniał!), ale
okazało się, że to kwestia pory roku. Węże przez zimę hibernują, i jeszcze
jakiś czas przed zaśnięciem przestają jeść. Co więcej, jednym z elementów
przygotowania do snu jest wyłączenie żołądka. David opowiadał, że jeden z
wcześniejszych węży zjadł za późno, i po miesiącu 'oddał' mysz. Nie strawioną,
tylko zgniłą... Happy endu dla naszego szczura z melasy i tak nie było. Nie wytrzymał presji i padł na zawał, po czym wylądował u
kurczaków, które go zjadły. Bo wiecie, kurczaki bardzo lubią mięso O_o
[Siedzieli tak dość długo, miałem nadzieję, że może się zaprzyjaźnią.]
Ostatnia historia jest krótka: podczas prac ogrodowych
spotkaliśmy naszego pierwszego i jedynego naprawdę trującego węża. Nazywa się
Doll's Eye snake, i jego ugryzienie, chociaż nie śmiertelne, może narobić sporo
kłopotów. Na szczęście zobaczyliśmy go z bezpiecznej odległości!
Zdecydowanie odświeżyło to naszą
czujność. Dobrze, że zaraz przenosimy się do bezpiecznych pod tym względem
Stanów : )
[k]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz