poniedziałek, 12 maja 2014

Aloha!

Jesteśmy na Hawajach! Wyruszyliśmy z Sydney w czwartek wieczorem, a do Honolulu dotarliśmy w czwartek rano. Tak, tak – dostaliśmy dodatkowy dzień przekraczając międzynarodową linię zmiany daty :)



Mieszkamy u Tori - niesłychanie gościnnej i przyjaznej hawajki pochodzenia japońskiego. Jest lekko szalona, mówi dużo i głośno, jest nauczycielką angielskiego w liceum. Wszędzie w mieszkaniu można znaleźć jakiś akcent z Hello Kitty, a w salonie wielkiego brązowego pitbulla. Okazuje się, że jesteśmy lokalną miejscową atrakcją, ponieważ jesteśmy pierwszymi couchsurferami Tori i wszyscy jej znajomi są ciekawi kim jesteśmy i co to za dziwna sprawa z tym przyjmowaniem do siebie nieznajomych ludzi. Jej mama zaprosiła nas wszystkich na prawdziwe hawajskie jedzenie do swojej ulubionej knajpy. Dowiedzieliśmy się więc, że hawajska kuchnia to nie pizza z ananasem, ani owocowy drink z palemką. 


[fioletowe w misce: Poi – czyli utarty korzeń popularnej tutaj rośliny zwanej taro;
zielone po lewej: Lau lau – wieprzowina zawinięta w liście luau;
czerwone: Lomi salmon - sałatka z pomidora, cebuli i łososia;
brązowe: Pipikuaula - wołowina;
białe: Haupia - deser - pudding kokosowy
- wszystko naprawde dobre!]                                                                                    

9.05 (piątek)
Wybraliśmy się na wycieczkę. Już w drodze na plażę stwierdzamy, że Hawaje są super! To nie tylko plaże, drogie hotele, drinki z palemką i surferzy (chociaż to też jest super). Przyroda jest piękna: plaże, góry, stare wulkaniczne kratery... Generalnie jesteśmy pod wrażeniem :)



 [Całe Hawaje są pochodzenia wulkanicznego - zwróćcie uwagę na czarne skały. Na wyspach jest wiele czynnych wulkanów]


 [Popularny hawajski sport - paddle boarding. Oczywiście króluje surfing, ale akurat nie na tej plaży]

 [Drugie śniadanie na plaży. Mama Tori jest kochana i przygotowała nam to wszystko]



 [Ta góra to Koko Crater - były wulkan. Za chwilę będziemy na szczycie ;) ]

 [Wierzcie lub nie, ale ta biała plamka to wieloryb! A raczej wzburzona przez niego woda. Oglądaliśmy przez lornetkę dwa małe wieloryby bawiące się w oceanie. Mieliśmy dużo szczęścia, że je spotkaliśmy, bo o tej porze roku już ich tu zwykle nie ma]

 [Jeden z lokalnych ptaków. Sytuacja wygląda podobnie jak w Nowej Zelandii: kiedyś nie było tutaj ssaków- drapieżników, więc różne gatunki ptaków żyły sobie spokojnie. Odkąd pojawili się ludzie, a z nimi m.in. szczury, już nie jest tak kolorowo.]

[W związku z nieciekawą sytuacją ptaków, ktoś wpadł na pomysł, żeby sprowadzić na wyspę mangusty, które podobno polują na szczury. Nie przewidziano jednak, że mangusty prowadzą dzienny, a szczury nocny tryb życia i pomysł nie wypalił. Mangusty jednak zostały i one same polują na ptaki i ich jajka...]

  [Latarnia w Makapu'u Point]

[Hanauma Bay, czyli również dawny krater wulkanu, który obecnie jest świetnym miejscem do obserwowania rafy koralowej. To co widać na zdjęciu w wodzie, to właśnie rafa, tylko taka żółta i niepozorna :) Ale pływa tam masa kolorowych ryb i widzieliśmy też żółwia morskiego! :)] 

 [Lei, czyli jakże hawajski naszyjnik z kwiatów (i jak się okazuje też z orzechów kukui]

 [Szlak prowadzący na szczyt Koko Crater. Idzie się po starych szynach kolejki prowadzącej na szczyt w linii prostej. Nasza Tori przyjeżdża tutaj poćwiczyć i jak się okazuje nie ona jedyna. To popularna trasa. Ludzie w sportowych strojach, wszyscy oddychają ciężko wchodząc i uważają, żeby nie poskręcać sobie kostek na stromym wejściu. Rzeczywiście wejście jest dość wymagające, ale warto. O jak bardzo warto!]


 [W tle Hanauma Bay, czyli miejsce z rafą koralową]


 [Ze szczytu Koko widać wybrzeże prawie połowy wyspy!]



 [Na wieczór zostaliśmy zaproszeni razem z Tori do jej znajomych na Shabu Shabu, czyli japoński obiad. Każdy gotuje sobie - wrzuca co chce do wspólnego garnka, wyławia i zjada. Najlepsze z sosem sezamowym :)]


 [Honolulu nocą, widok z Mt Tantalus]


[Obowiązkowe zdjęcie w lei. Nocne bo nocne, ale jest]

[b]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz